Ostatnio dużo myślałam. Odcięłam się nieco od internetu, co poskutkowało oczywiście spadkiem w statystykach. O mamo, i to ogromnym! Ale co tam. Potrzebowałam tej przerwy. Potrzebowałam się zatrzymać i zastanowić się na życiem. Przekalkulować kilka rzeczy, dopiąć kilka spraw i kilka kwestii przepracować.
Myślałam sporo o cukrzycy.
O tym, czy da się ją zaakceptować? Kiedy znikną pierwsze troski związane z diagnozą i zmianą stylu życia, kiedy względnie wszystko jest „ogarnięte” i na dobrych torach, wydawało by się, że tak. Ja doszłam jednak do innego wniosku. I choć wiedziałam o tym od początku, potrzebowałam chwili dla siebie, by pewne rzeczy sobie poukładać. W końcu ona z nami będzie, czy tego chcemy, czy nie. Po prostu jest i tyle. Nie zaakceptowałam cukrzycy, nie lubię jej. Nie lubię tego, że już maleńkie dzieci nie mogą żyć beztrosko. Choć rodzice i opiekunowie starają się jak mogą, by było normalnie, zawsze z boku jest ONA. Nauczyliśmy się z nią żyć w taki sposób, by nas nie ograniczała. Próbujemy nowych rzeczy, stawiamy sobie coraz to inne wyzwania i świetnie się przy tym bawimy. Zawsze jednak coś może pójść nie tak. Wkłucie może się zagiąć lub wyrwać, cukier może skoczyć, sensor przestać działać itd. I właśnie w takich momentach się złoszczę, mam „nerwę” z powodu tej cukrzycy, bo przecież było stabilnie, a tu takie kwiatki. Takie momenty uświadamiają, że nie ma pełnej akceptacji do NIEJ. Ja potrzebowałam się zatrzymać i dojść do takiego momentu, że nie pozwalam JEJ zawładnąć moimi emocjami, nie pozwalam jej, by psuła całe dni. Bo nie chodzi o to, by chodzić tylko złym, lub żeby tylko płakać. Chodzi o to, żeby żyć i mimo tego, że ONA jest wśród nas – być szczęśliwym człowiekiem.
W końcu grunt to osiągnąć balans, co nie?
Myślałam również o tym, czego sobie życzę.
I wiecie co? Nie życzę sobie, ba, nawet nie marzę o tym, że znajdzie się jakieś magiczne lekarstwo na NIĄ. Kiedy się pojawi będę przeszczęśliwa, ale po co o tym myśleć teraz? Nie lepiej po prostu cieszyć się życiem, tym co się ma? Życzę sobie za to, żeby nadal wzrastała świadomość społeczeństwa właśnie w temacie cukrzycy. Uważam, że jest to bardzo ważne. A dlaczego? Bo chorują dzieci. Bo teraz są dziećmi, ale zaraz będą nastolatkami, młodymi dorosłymi. Bo zaraz zaczną samodzielnie wychodzić z domu. Bo zaraz będą chciały być samodzielne, decydować o sobie. Bo będą chciały przejąć nad NIĄ kontrolę. I co wtedy? Wtedy damy radę, ale świadomość, że społeczeństwo, w którym żyjemy zna cukrzycę, a przynajmniej symptomy niskiej glikemii, doda mi otuchy. Dlatego życzę sobie, żeby edukacja nadal trwała. Żeby opaski na ręce z napisem „mam cukrzycę”, pompy czy sensory nie wprawiały w zakłopotanie. Żeby to wszystko dawało możliwość na odpowiednie udzielenie pierwszej pomocy, jeśli zaistnieje taka konieczność. Nikomu, ani sobie nie życzę, by takowa się pojawiła. Ale takie jest życie, nieprzewidywalne, zaskakujące i często spontaniczne. Dobrze jest wiedzieć, że cukrzyca przestaje być tematem tabu. Życzę sobie, by społeczeństwo przestało się jej bać. Myślę, że dzięki edukacji jest to możliwe. Że jest szansa na to, by skończyły się docinki w stylu, masz cukrzycę, bo mama dawała za dużo słodyczy, masz cukrzycę to nie możesz, tego Ci nie wolno. Za każdym razem, kiedy słyszę podobne teksty jest mi przykro. Tak po prostu, po ludzku. Takie sytuacje pokazują, jak niewiele społeczeństwo wie o cukrzycy. Nie wiedzą, że to nie wina rodziców, czy czekolady, że istnieje więcej niż jeden typ, że da się z nią żyć i można być szczęśliwym.
A Ty masz jakieś życzenie?
